Minął miesiąc odkąd popełniłam wpis “Książki a minimalizm“, pod którym zresztą zrodziła się ciekawa dyskusja. Ostatnio zaczął mnie wkurzać nasz regał ze swoją zawartością całkiem przypadkowych książek i innych drobnych przedmiotów. Całe mieszkanie, po tylu miesiącach odgruzowywania, daje wrażenie lekkości, a kąt z regałem przytłacza swoim bałaganem.
Jak już kiedyś wspomniałam, wiele książek, które były kiedyś w naszym posiadaniu, znalazło nowe domy – czy to w lokalnych bibliotekach, poprzez OLX, czy też dzięki bookcrossingowi. Mimo wszystko nadal mamy ochotę pożegnać wiele z pozycji, szczególnie tych, które nam się już raczej nie przydadzą, a inni mogą skorzystać. Niestety, biblioteki, którym zaoferowałam przekazanie książek specjalistycznych (głównie w języku hiszpańskim) nie odpowiadają na moje maile, a ich sprzedaż raczej nie wchodzi w grę, bo mało kto na gwałt potrzebuje zeszytów bibliograficznych dotyczących hiszpańskiego w Ameryce…
Z okazji ślubu poprosiliśmy gości, by zamiast kwiatów podarowali nam książki z dedykacjami. Otrzymaliśmy mnóstwo ciekawych i praktycznych pozycji, ale zdarzyło się też kilka takich, do których raczej nigdy nie zajrzymy (o ile chętnie przeczytam biografię Jana Pawła II, to przypuszczam, że nigdy nie wgłębię się w zbiór jego cytatów…). Te książki chyba najbardziej ciążą, bo z jednej strony na pewno ktoś inny doceniłby je bardziej niż my, z drugiej strony zawierają osobistą dedykację obdarowującej nas osoby, która zdobyła się na trud wybrania książki, jej zakupienia i wpisania często wyjątkowej dedykacji. Co zrobić z takimi książkami?
Nasz regał przechowuje też wszelkie papiery i dokumenty, które staram się dobrze posegregować, opisać i skategoryzować. Mimo to wczoraj przejrzałam jedną z teczek i przeznaczyłam na makulaturę chyba z kilogram notatek ze studiów przywiezionych z Hiszpanii. To się na pewno nie przyda, poza tym gdzieś wśród “kopii kopii” mam ich skróconą wersję elektroniczną. Poleciały też trzymane nie wiadomo po co babskie gazety po hiszpańsku i francusku, aczkolwiek zostawiłam kilka, by od czasu do czasu przypomnieć sobie języki, które szlifuję już połowę mojego życia…
Ostatnio coś nowego pojawiło się na regale w grudniu i styczniu, kiedy to dostałam “Minimalizm po polsku” (recenzja TUTAJ) i “Mniej. Portret Zakupowy Polaków” (puściłam dalej, niech czytają). No i jeszcze książeczka-dotykanka Mai, ale to akurat urocze ;)
Tyle już rzeczy trzymanych kiedyś na regale znalazło nowe życie poza naszym mieszkaniem, a ten nadal jest pełny. Nie wiem, jak to możliwe. Już nie umiem się doczekać Wyprzedaży garażowej w Spółdzielni Dom Qltury w Warszawie, która odbędzie się dokładnie za miesiąc (odsyłam po informacje TUTAJ). Liczę, że tam nasze książki i płyty znajdą nowych właścicieli, a skarbonka Mai wypełni się dodatkowym groszem.
Moje książki póki co czekają na jakiś regał. Część mamy tu na wynajmowanym, a część jeszcze w domu rodzinnym czeka… Tylko problem taki, że nasze nowe mieszkanie nie należy do dużych i regał musi być niewielki, czyli myślę “co zostawić?”.
Rzeczywiście, sama też mam jeszcze książki w rodzinnym domu, ale są to raczej pozycje dziecięce i młodzieżowe, więc pewnie też jakiś czas tam zostaną…
Pozycje dziecięce i młodzieżowe warto zostawić, bo jednak dziecku czytnika czy tabletu do ręki nie dasz, a papierową książkę jak najbardziej:) Ja się właśnie zmagam z lekkim poczuciem winy, bo książek jeszcze u mnie sporo, ale właściwie są to już takie pozycje, które chcę mieć, a z drugiej strony wkurza mnie taki zapchany regał. Ale myślę, że to wina regału też, bo mam zwykłą Billy z Ikei i na niej nie mogę ładnie wyeksponować książek, a marzy mi się taki z ciemnego drewna wysoki, dłuższy, może wtedy nie będzie sprawiał wrażenia zabałaganionego?:)
U nas też Billy, a nawet dwa ;) A pozycje dziecięce oczywiście pewnie zostaną przetransportowane od rodziców, jak mała dostanie swój pokój, ale to jeszcze trochę potrwa ;)
Mi na razie udało się pozbyć książek z podłóg. Trochę oczyściłem z półek. Część wysłałem do biblioteki, część zwyczajnie wyrzuciłem na śmietnik. Z decyzją nosiłem wiele lat.
Moje rozwiązanie, z książkami z dedykacjami, które nie mają żadnej wartości, ale dedykacja już jakąś ma. Wycinam introligatorskim nożem tę stronę z dedykacją i składam do teczki.
Też myślałam o tym rozwiązaniu, tylko zawsze się obawiałam, czy takie wycinanie, to nie niszczenie książek… Ale skoro inni też tak robią, to może ostatecznie jest to jakieś wyjście. :)
W dużo gorszym stanie dostawałem czy kupowałem używane książki ;]
Właściwie to masz rację. Nie wiem, czemu taka strachliwa jestem… ;)
Zwyczajnie masz szacunek do książki i do wartości jaką sobą reprezentuje. 20 lat temu uznałbym to co robię za barbarzyństwo ;]
Mam podobny problem. Uwielbiam książki ale niekoniecznie do nich wracam. Korzystam od lat z biblioteki. Dziecięce książki z których moje panny wyrosły zamierzam przekazać do szpitala dziecięcego. Gorzej z różnymi albumami, którymi obdarowywali nas znajomi… Na alle…. też niekoniecznie biją się o książki …
Dzieci na pewno się ucieszą z nowych pozycji. A na portalach aukcyjnych rzeczywiście bywa różnie… Po cichu liczę na tą wyprzedaż garażową, ale to nie znaczy, że pojawią się tam entuzjaści używanych dziwnych treści ;)
MBP w K-cach, obcojęzyczna filia na Słowackiego chętna jest na hiszpańskie książki. Im moje wszystkie dwie wtryniłam.
No właśnie do nich pisałam i cisza… Ale dobrze wiedzieć, po prostu pójdę i dam ;)
Wpis stary, nie wiem jak się skończyło porządkowanie regałów (śledzę Twojego bloga od niedawna).
Ja nie piszę do bibliotek, tylko pakuję książki do dużego plecaka i idę tam na własnych nogach.
Zawsze się cieszono i nigdy mi nie odmówiono.
Książki specjalistyczne oddaję do biblioteki specjalistycznej. Można też oddać za darmo do antykwariatu.
Ale nie wyrzucaj książek – mimo wszystko szkoda!
O nie, nigdy nie wyrzucilam książki. Zawsze znajduję im nowy dom albo puszczam wolno w ramach bookcrossingu :)